Wpisy archiwalne w kategorii

Wycieczka

Dystans całkowity:678.05 km (w terenie 360.00 km; 53.09%)
Czas w ruchu:34:32
Średnia prędkość:19.63 km/h
Maksymalna prędkość:60.00 km/h
Maks. tętno maksymalne:195 (97 %)
Maks. tętno średnie:179 (89 %)
Suma kalorii:21293 kcal
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:52.16 km i 2h 39m
Więcej statystyk

Pechowe próby ujarzeminia aluminium

Czwartek, 4 marca 2010 · Komentarze(5)
Kategoria Wycieczka
Zima ma powrócić, więc trzeba było zająć się pospawaniem zimówki. Kacper obiecał to zrobić, więc udałem się w kierunku ulicy Cichej. Mniej więcej w okolicach Alei Solidarności złapałem laczka w tylnym kole... Dętka wytrzymała ponad 1200 kilometrów zimowej brei, a jak musiałem zrobić 10 to nagle poszła... Zadzwoniłem do Kacpra który podjechał do mnie z pompką stacjonarną i jakoś się dokulaliśmy. Na miejscu okazało się, że została tylko jedna stara elektroda do aluminium, która dodatku przeżyła powódź... Nie dało się nią zrobić ładnego spawu, jedynie punktowo złapać w paru miejscach. Po wszystkim zakleiłem dętkę i zaczęliśmy zbierać się do domów. Na dworze moim oczom ukazał się straszny widok śnieżycy przechodzącej właśnie nad Poznaniem. Jak by tego było mało wsiadłem na rower i okazało się, że znów mam laczka... Tym razem wentyl utracił szczelność. Wkurwiłem się już ostatecznie, podjechałem ile się dało w kierunku Słowiańskiej i pestką powróciłem do domu. A Spawy wyglądają tak:
Prowizoryczne spawy © Mafia

Z przygodami

Wtorek, 29 grudnia 2009 · Komentarze(5)
Kategoria Trening, Wycieczka
W mieście śniegi stopniały i człowiekowi wydaje się, że wszędzie tak jest. Oblodzone drogi po drodze na Morasko bardzo mnie zaskoczyły, w samym lesie nie było lepiej, poza tym leżało sporo połamanych gałęzi. Podnosząc jedną z nich zahaczyłem o błotnik i oczywiście się urwał... Po chwili dojechał Zbychu, pokręciliśmy jeszcze trochę po lesie i obraliśmy kierunek do sklepu Rybczyńskich na miodowej. Nie mogliśmy sobie odmówić przyjemności pojechania najbardziej śliską drogą i oczywiście skończyło się moją glebą w pięknym stylu prosto na tyłek :) Niestety dalej było jeszcze gorzej: w okolicach Sołacza opona Zbycha zaliczyła bliskie spotkanie z fragmentem stłuczonej butelki... Dziwnym trafem akurat miałem przy sobie dętkę i pompkę, jednak piasta z pełną ośką wymaga jeszcze 15 :P Postanowiliśmy doczłapać się do Rybczyńskiego i tam poprosić o klucz. Po drodze przypomniała się jeszcze "złota rada wujka Gogola" - napchaj liści do opony (i tu taka uwaga - nie róbcie tego gdy liście są mokre):D Na miejscu zostaliśmy miło obsłużeni, dostaliśmy klucz i pompkę serwisową, a ja wreszcie kupiłem wkład i linki nokona do mojego Sabotaża :) Teraz jeszcze pokażę wszystkim jak malownicze jest Morasko o tej porze roku:
Morasko zimową porą © Mafia

Morasko zimową porą ujęcie drugie :P © Mafia

Poświąteczny rozruch :P

Niedziela, 27 grudnia 2009 · Komentarze(0)
Kategoria Wycieczka
Po świątecznych obżarstwach przyszedł czas by zrzucić nieco tłuszczyku :) Założeniem było nakręcić dużo kilometrów, gdyż przez mrozy i święta mieliśmy sporą przerwę. Wybraliśmy się wraz ze Zbychem i Wojtkiem do Zielonki. Najpierw obrzeżem Moraska, następnie asfaltem w okolice Radojewa i singielkiem w dół nad Wartę. Dalej nadwarciańskim szlakiem aż do Biedruska, przez Promnice i Mściszewo fragmentem pierścienia rowerowego wokół Poznania. W Zielonce czerwonym szlakiem aż na Dziewiczą Górę, gdzie jak na tę porę roku zadziwiająco dużo kolarzy :) Jedna pętla trasą mistrzostw wielkopolski ostro dała nam w kość, za to zjazd killerem jak zwykle bardzo przyjemny :) Z Dziewiczej udaliśmy się trasą Bikemaratonu nad maltę i do domu. Po drodze pamiątkowe fotki nad jeziorem swarzędzkim:
nad jeziorem swarzędzkim ze Zbychem © Mafia

nad jeziorem swarzędzkim z Wojtkiem © Mafia

Dzięki chłopaki! Póki jest dużo czasu trzeba jeszcze trochę pokręcić! Zapraszam chętnych :)

"Te foki to mają dobrze, nie?" :)

Piątek, 18 grudnia 2009 · Komentarze(1)
Kategoria Trening, Wycieczka
Na termometrze -12`C, ale co tam?! Plan treningowy nie wybacza, a piękna zimowa sceneria dodatkowo zachęciła do wyjazdu ;) Dodatkowo udało mi się wyciągnąć na taki mróz Dorotkę! Tu należy jej się uznanie i zapis w kronikach, gdyż nie znam drugiej kobiety, która wychyliłaby nos z domu w taką pogodę! Najpierw trochę kręcenia po ścieżce rowerowej wzdłuż pestki, by następnie udać się na Morasko :) Na śniegu było widać jedynie ślady zwierzyny, za to skutecznie ukryły się wszelkie koleiny i nierówności:P O poślizg było bardzo łatwo dlatego skończyło się na paru glebach w wykonaniu mojej koleżanki :P Ledwo zdążyliśmy wjechać w las, a wychłodzenie organizmu już osiągnęło apogeum. Droga powrotna to już prawdziwa walka o przetrwanie i zachowanie palców u rąk. Na szczęście do domu było już blisko... Na koniec odpowiadając na sentencję dnia stwierdzam, że te foki to rzeczywiście muszą mieć zajebiście :D

Wycieczka łączona...

Niedziela, 13 grudnia 2009 · Komentarze(7)
Kategoria Wycieczka
Tej niedzieli mieliśmy pojechać w dużo większej ekipie niż zwykle. Wraz z Szymkiem, Wojtkiem, Zbychem i Krzysztofem wyruszyliśmy nad Maltę gdzie pod stokiem narciarskim spotkaliśmy się z ludźmi z Tarisu i Agro-Teamu. Stawiło się bardzo liczne grono ponad 20 kolarzy! To absolutny rekord jeśli chodzi o frekwencję! Z Malty udaliśmy się bardzo przyjemnym tempem nad jeziorko swarzędzkie gdzie nastąpił pierwszy zgrzyt... Okazało się, że to miejsce spotkania i musimy czekać na kolejne kilka osób, z których jedna zaspała... Około 20 min stania w minusowej temperaturze to nic przyjemnego... W końcu się doczekaliśmy i ruszyliśmy dalej obok lotniska w Kobylnicy w kierunku Dziewiczej Góry. Już prawie u celu, w Kicinie okazało się, że Pyra złapał gumę... Każdemu może się zdarzyć, jednak kolejne 20 minut postoju na mrozie nie wpłynęło dodatnio na nasz entuzjazm... Ciężko było rozgrzać prawie już zamrożone mięśnie jednak podjazd pod Dziewiczą zrobił swoje i znów było nam ciepło. Gdy wszyscy podjechali okazało się, że trzeba chwilę postać i "złapać oddech"...
na szczycie Dziewiczej Góry © Mafia

Na szczycie osiągnęliśmy apogeum zdenerwowania, zebrałem ekipę: Szymek, Wojciech, Zbychu, Mati i kulturalnie podziękowaliśmy za wycieczkę, by następnie udać się na killera :) Mateusz udał się najbliższym asfaltem do domu, gdyż miał już w nogach o 50 kilometrów więcej niż reszta, a my czerwonym szlakiem przez Zielonkę pojechaliśmy do Murowanej. Po drodze odpadł mój zajebisty zdobyczny błotnik, na szczęście Zbychu miał konkret plecak i przytroczyliśmy do niego zgubę :) Dalej przez Promnice, Biedrusko, by w końcu wjechać na niebieski nadwarciański szlak. Siarczysty mróz paraliżował palce u stóp i rąk jednak twardo parliśmy naprzód by zdążyć przed zmrokiem :) Po drodze na moim skrócie ktoś usypał wały ziemi, żeby nikt nie jeździł przez jego teren... Będę musiał zmodyfikować ten odcinek :/ W końcu dotarliśmy cali i zdrowi, a na koniec zrobiliśmy tę oto pamiątkową fotografię:
zmęczeni i zmarznięci © Mafia

Po dzisiejszej wyprawie nasuwa mi się kilka wniosków na przyszłość:
- jeździć w mniejszych grupkach, z bardziej wyrównanym składem,
- nie zatrzymywać się tyle, a jeśli ktoś ma ochotę to ubierać się wtedy na "cebulkę",
- używać dobrych nie odpadających na mrozie błotników,
- kupić bidon termiczny! jak zamarznie ustnik to nie da się już pić :/
Mimo wielu niedociągnięć dziękuję wszystkim za przejażdżkę i zapraszam za tydzień, jednak już w bardziej kameralnym gronie ;)

Mokra wyprawa do Obornik

Niedziela, 6 grudnia 2009 · Komentarze(4)
Kategoria Wycieczka
Pierwszy raz od ponad miesiąca pogoda nie miała zamiaru nas oszczędzać. Rano padał deszcz, jednak do godziny 11 przestał i trzeba było podjąć męską decyzję - jedziemy! :) Już od soboty było wiadomo, że ekipa będzie raczej skromna. Tomek dzwonił, że rozchorował się po wigilii i daje spokój, inni mieli ważne sprawy(prawdopodobnie wystraszyli się wody :P), a niektórzy wybrali lepsze towarzystwo... W końcu okazało się, że najwytrwalszy jest Zbychu i ja, a Mati przez zboczenie na punkcie szosy też nie mógł odpuścić :) Spotkaliśmy się tradycyjnie pod dzwonem i ruszyliśmy ulicą szelągowską, a następnie naramowicką(gdzie czekał na nas Zbigniew) w stronę Radojewa. Tam na pięknym zjeździe zbliżyliśmy się do prędkości dźwięku osiągając zawrotne 60km/h :P Jako, że moje śniadanie nie było zbyt obfite po drodze zatrzymaliśmy się w sklepie po dwa banany i jakieś batony, które jak się później okazało zostawiłem na parapecie :P Z serii zdjęcia pod sklepem mamy kolejne do
kolekcji:
pod sklepem © Mafia

Z Radojewa kierowaliśmy się oczywiście do Biedruska, Bolechowa, Murowanej Gośliny w której to skręciliśmy w lewo na Oborniki. Mniej więcej w okolicy Uchorowa stwierdziliśmy, że robiąc zmiany za bardzo zapierdalamy i tempo wcale nie jest spacerowe. Zredukowaliśmy prędkość i porozmawialiśmy nieco na tematy egzystencjalne oraz rowerowe(w sumie jedno i to samo :P). W Obornikach w lewo i przez wiadukt, następie znów w lewo i w kierunku Maniewa - miło było się przejechać fragmentem trasy Maratonu w Suchym Lesie na którym się pogubiłem... Maniewo przywitało nas niewielkim ruchem pojazdów mechanicznych więc postanowiliśmy urządzić sesję zdjęciową:
:) © Mafia

Zbychu & Mati © Mafia

Już po chwili dojechaliśmy do Wargowa, przebiliśmy się przez trasę obornicką i nagle zaczęło padać! Dokładnie o tej godzinie o której przewidziała to moja prognoza! Cały misterny plan apropo jazdy w tlenie poszedł wpizdu! Zaczęliśmy kręcić szybko i znów robić zmiany, żeby za bardzo nie zmarznąć i szybko dojechać do domu. Udaliśmy się w lewo do Zielątkowa, następnie do Soboty gdzie spotkaliśmy Marcina Sapę :) Dalej przez (od)Bytkowo, Rokietnicę, Kiekrz, Suchy las aż do Poznania. Pod koniec było naprawdę chłodno, ręce kostniały, a twarze pokryła maseczka z soli drogowej i przydrożnego błota niczym w SPA :) Wycieczkę należy uznać za udaną, jednak warunki spowodowały zbyt duże tempo... No cóż, nad pogodą nie zapanujemy... Trzeba się przyzwyczajać, przed nami pewnie nie jedna śnieżyca i mróz :)

Szybka szoska do Strzeszynka

Niedziela, 29 listopada 2009 · Komentarze(2)
Kategoria Wycieczka
Po 72 kilometrach na zimówce i nieprzyjemnych doświadczeniach z przebitą dętką wiedziony niedosytem dystansu postanowiłem wskoczyć na szoskę i wyjechać naprzeciw powracającej z Szamotuł Dorocie. Standardowa trasa wzdłuż Sołacza i Rusałki pokonana na zdecydowanie za wysokim pulsie :P No ale za to droga powrotna tempem zdecydowanie spacerowym :)

WPN!

Niedziela, 29 listopada 2009 · Komentarze(4)
Kategoria Wycieczka
Tej niedzieli nareszcie udało się wyciągnąć dwóch przewodników świetnie znających tereny WPNu. Skład nie był pewien do samego końca, kilka osób odpuściło, mimo wszystko jednak pojawiła się największa ekipa w historii naszych wycieczek! Peleton prowadzili Tomek i Marcin (wspomniani wcześniej przewodnicy), zaś koła próbowali im dotrzymać Zbychu, Krzychu, Tomek W, oraz moja skromna osoba :) Z pod dzwonu (niestety znów z opóźnieniem) wyruszyliśmy w kierunku Dębca, cały czas trzymając się Warty. Przy leśnictwie Dębina czekały już na nas Aga i Gizela - na dzień dobry usłyszeliśmy: "chłopaki dopompujecie nam koła?" i kolejne minuty w plecy :P W końcu ruszyliśmy dalej i nadal trzymając się rzeki wjechaliśmy na kręta urozmaiconą korzeniami, mostkami oraz niewielkimi górkami ścieżkę, gdzie zostało wykonane to piękne ujęcie:
trasa Poznań-Puszczykowo (made by Tomek) © Mafia

Trasa ta doprowadziła nas prawie na sam dworzec w Puszczykowie gdzie wjechaliśmy na asfalt i polansowaliśmy się nieco przed miejscowymi. Bardzo podoba mi się ta miejscowość, ma taki specyficzny klimat :) Po kolejnych kilku kilometrach asfaltu nagły zwrot w prawo i kawałek morderczego singielka pod górę i po korzeniach :) Chwilę później dojechaliśmy w końcu do tablicy informacyjnej Wielkopolskiego Parku Narodowego. Tam okazało się, że Gizela ma bardzo ograniczony czas i musi wracać tą samą drogą. Jako prawdziwi mężczyźni i dżentelmeni musieliśmy podjąć stosowne kroki i powrócić razem z nią :) Agnieszka jako osoba wielce dobroduszna poparła naszą inicjatywę :) No ale zdjęcie z WPNu jest:
WPN © Mafia

Wracając tą samą drogą spotkaliśmy wielu kolarzy, a także niedzielnych spacerowiczów, którzy nierzadko bawili nas swymi komentarzami na nasz temat np. "więcej ich tu nie było" :) Mijaliśmy też sporą grupę ludzi z lustrzankami zawieszonymi na szyjach - jakiś kurs albo warsztaty fotograficzne. szkoda, że nie wzięliśmy do nich kontaktu, mielibyśmy sporo ładnych fotek... Gdy ludzi było za dużo używałem mojego nowego niszczycielskiego narzędzia zagłady:
Kaczor! © Mafia

Po drodze wielokrotnie zatrzymywaliśmy się, bo koleżanka Gizela miała pilne telefony... Wielu to zirytowało, aczkolwiek doprowadziliśmy ją bezpiecznie na Dębiec gdzie z kolei ja musiałem porozmawiać przez komórkę i tym samym zgubiłem wszystkich... Od następnej wycieczki musimy ograniczyć rozmowy telefoniczne! Po kilku kilometrach odnalazłem ich, jednak wtedy okazało się, że Zbychu pojechał na moje poszukiwania i nie wrócił. Jako, że w oponę wszedł mi niesforny kolec po awaryjnym pompowaniu udaliśmy się szybkim tempem w kierunku domu. Po drodze jeszcze szybkie międzypompowanie i jakoś się dokulałem na flaku :) Po tych 72 kilometrach czułem jednak niedosyt, a że dzień był jeszcze młody, a Dorota właśnie wracała z Szamotuł postanowiłem wskoczyć na szoskę i udać się w jej kierunku. Ale o tym w następnym odcinku... (czytaj: za chwilę w kolejnym wpisie :))

Śnieżycowy Jar jesienną porą

Niedziela, 22 listopada 2009 · Komentarze(2)
Kategoria Wycieczka
Kolejna niedziela i kolejna wycieczka! Bardzo się cieszę, że staje się to naszą niepisaną tradycją. Tym razem za cel obraliśmy Śnieżycowy jar, miejsce piękne wczesną wiosną kiedy to kwitną całe połacie śnieżycy wiosennej. Skład okazał się większy niż zwykle, pod dzwonem zrobiło się wręcz tłoczno :) Stawili się starzy wyjadacze: Aga, Krzychu, Tomek, Zbychu oraz sporo nowych twarzy takich jak: Jacek(kolega Agnieszki) oraz Jerman(prosto z Meksyku) wraz z jego lubą Anną. Niestety nasi nowi egzotycznie znajomi nie dali rady kiedy postanowiliśmy przejechać fragment trasy AMW :) Dalej pojechaliśmy już w szóstkę kierując się niebieskim nadwarciańskim szlakiem do Biedruska, gdzie przekroczyliśmy rzekę. Następnie w Promnicach w lewo, prosto przez Mściszewo i pod górę do Starczanowa. Niedawno znalazłem w sieci informację, że w okolicy znajdują się pozostałości grodu z XII wieku, więc musieliśmy to sprawdzić... Po długim(jak na Wielkopolskie warunki) zjeździe znaleźliśmy tabliczkę, że miejsce to jest prawnie chronione, jednak w zasięgu naszego wzroku nie było nic poza uroczym drewnianych wychodkiem z serduszkiem wyrytym na drzwiach frontowych :) Nad przepływającą nieopodal Wartą zrobiliśmy serię pamiątkowych fotografii.
Nad Wartą © Mafia

Po krótkiej sesji udaliśmy się już w stronę Śnieżycowego jaru. Okazało się, że jest tu prawie tak ciekawie jak wiosną. Co prawda ani jedna śnieżyca nie kwitła, ale było sporo powalonych drzew, a drewniana kładka stała się śliska jak lód :) Jakimś cudem bez upadków udaliśmy się w drogę powrotną. W Promnicach zasłużony postój pod sklepem w celu uzupełnienia płynów i węglowodanów :) Przy okazji udowodniłem wszystkim, że nasze wycieczki odbywają się w tempie listonosza i nawet mógłbym pracować w Poczcie Polskiej :)
listonosz :) © Mafia

Dalej udaliśmy się przez Biedrusko i poligon by nieopodal pomnika zjechać skrótem na Suchy las. Później został już tylko zjazd lasem meteorytów i już byliśmy w Poznaniu. Myślałem, że znam każdy korzeń w tym lesie jednak ciemność oraz gruba pokrywa opadłych liści sprawiły, że nie czułem się pewnie. Kolega Jacek trochę nie dawał rady, musieliśmy na niego czekać, mam jednak nadzieję, że się nie zniechęcił i pojawi się na kolejnych edycjach :) Serdecznie zapraszam za tydzień! :)

Sobotnie podziwianie krajobrazu

Sobota, 21 listopada 2009 · Komentarze(0)
Kategoria Wycieczka
W taki ładny dzień grzechem byłoby nie wybrać się na rower:) Po długich namowach(jakieś 2 minuty) koleżanka z Jeżyc przekonała mnie do wycieczki... Na pierwszy ogień pojechaliśmy na morasko. Dorocie nazbierało się nieco punktów ujemnych, więc chciałem ją pomęczyć na górkach w ramach małej zemsty :> Niestety jej niedyspozycja zdrowotna przekonała mnie do zmiany planów. Ehhh... Czasem chyba jestem zbyt dobry... Malowniczym singlem udaliśmy się nad Wartę, trochę pokręciliśmy po Radojewie, Kokoryczowym Wzgórzu i wróciliśmy do domów. Nie obyło się bez bardzo zabawnych upadków - a to: "Wjechałam akurat w tą największą dziurę i nie mogłam się wypiąć! Źle wyregulowałeś mi pedały!" albo "Ten korzeń był taki mokry i śliski!" :) W sumie wyszło 2,5 godziny jazdy i jakieś 1,5 godziny stania, rozmów i podziwiania widoków... Prawdziwa wycieczka! :)