Rodacy! Sytuacja staje się dramatyczna - poziom wody idzie w górę, a wały nie chcą rosnąć! Im bliżej nad Wartę tym widok coraz bardziej niepokojący. Na początku trasy do wału brakuje jeszcze ładne dwa metry, jednak w niższych miejscach trasy już tylko 20-30 cm. Pewnie jutro już bym tamtędy nie przejechał. Po drodze obok najniżej położonego domu mnóstwo policji i mieszkańcy układający worki z piaskiem. Dalej jeszcze gorzej, miejscami woda zalała już lasy, a nawet niebieski szlak rowerowy. Trasa: Ścieżka nad Wartą, Radojewo, trochę freeridu po Morasku.
Kolejny dzień pięknej pogody nie przyniósł od rana dobrego nastroju. Dojazd do trasy pozostawił wrażenie braku mocy i betonowych nóg. Wiedziałem, że muszę ostro uderzyć od samego początku, żeby nie zostać zablokowanym gdzieś z tyłu. Po starcie trzymałem się prawej stronie, było to korzystne ze względu na taki właśnie kierunek pierwszego zakrętu, jednak ludzie jadący z przodu nie czuli chyba woli walki i wszyscy wyprzedzali nas lewą stroną... Po przejeździe przez strefę bufetową wydawało się, że stawka jest już nieco rozciągnięta, jednak nic bardziej mylnego. Na pierwszym zwężeniu wszyscy stanęli i zaczęli iść z buta. Nieco przepychanek i udało mi się zyskać kilka pozycji. Pierwsze okrążenie nie szło zbyt dobrze, tętno cały czas na maxie, jednak po paru kilometrach zaczęły odpadać i zostawać grupki "sprinterów", którzy poszli dobrze tylko na początku. Jakoś przetrzymałem pierwsze 1,5 okrążenia wyprzedzając kilka osób. Dopiero później poczułem moc w nogach i zacząłem naprawdę jechać! Skakałem z grupki do grupki i wyprzedzałem sporo osób. Pod koniec czwartego okrążenia, kiedy już miałem w perspektywie wjazd na piąte doszedł mnie Brzózka i mój cel - brak dubla nie udał się... Utrzymałem się jednak chwilę za nim i dojechałem do kolejnego zawodnika, którego udało mi się jeszcze wyciąć na finiszu.