Wreszcie piątek i wreszcie czas na rower :) Temperatura dość niska, więc postanowiłem pokręcić się po okolicy zaczynając od Żurawińca. Śnieg ładnie ubity, pojeździłem trochę po lasach wokół kampusu UAM, następnie zaświtała myśl, by przebić się polną drogą na Morasko, jednak pomysł ten był conajmniej nietrafiony... Droga przetarta jedynie przez kilku pieszych, a śniegu miejscami pod kolana :) Tak więc trochę ponad kilometr marszobiegu z rowerem :) Od pierwszych zabudowań szło już ładnie jechać więc wybrałem się jeszcze szosową pętlą wokół lasu meteorytów i wracając znów zahaczyłem o kampus. Po drodze spotkała mnie nadzwyczaj miła sytuacja, gdy wyprzedzając mnie pan w wielkim mercedesie otworzył okno i krzyknął "Chłopie ty to masz zdrowie, podziwiam!". Bardzo fajna odmiana po codziennym chamstwie kierowców w stosunku do rowerzystów, może coś się zmienia na lepsze. Podobało mi się dzisiaj, pogoda ładna, nawet nie zmarzłem, a w śniegu jeździ się coraz lepiej :)
Po trwających prawie 24 godziny opadach śniegu nie mogliśmy odmówić sobie przyjemności pojeżdżenia w takich warunkach :) Zaplanowaliśmy sobie ze Zbychem wyjazd do Strzeszynka wzdłuż Rusałki i powrót tą samą drogą. Osobiście nigdy nie jeździłem w aż takich zaspach i jest to znakomite ćwiczenie na utrzymanie równowagi :) Ulice całkiem ładnie odśnieżone, jednak staraliśmy się jechać jak najwięcej po chodnikach, a tam już było gorzej... Gdy w końcu przebiliśmy się nad Rusałkę nastąpiło wielkie zdziwienie - masa nieubitego śniegu powodowała, że dało się jechać jakieś 12-13km/h i to przy tętnie ponad 160! Szybko zweryfikowaliśmy nasze plany i postanowiliśmy zrobić jedynie kółko wokół jeziora. Przejechaliśmy połowę okrążenia i śniegu zaczęło się robić więcej i więcej, a śladów ludzi coraz mniej :) Uniemożliwiło to jazdę niemal zupełnie, więc postanowiliśmy zawrócić... To akurat okazało się strzałem w dziesiątkę, gdyż spotkaliśmy nadbiegającą z przeciwka Dorotę. Zamieniliśmy kilka słów i przynajmniej dowiedziałem się, że żyje. Wróciliśmy Sołaczem i ścieżką rowerową wzdłuż pestki. Jazda w takich warunkach to naprawdę świetna zabawa! Polecam :)
Szybko na uczelnie oddać projekt, jednak trochę na około, bo przez park sołacki. Następnie lasem do Strzeszynka, tam rundka wokół jeziora i powrót tą samą drogą. Niby tylko -3, ale jednak stopy przemarzły i trzeba było szybko wracać do domu...
Kolejny dzień zimowej pogody. Od rana cały czas padało :) Wybraliśmy się ze Zbychem w rejon Rusałki jadąc chodnikami i unikając soli. Z nad Rusałki terenem do Strzeszynka, tam mała sesja zdjęciowa :) Następnie do Kiekrza, Pawłowic(trochę inną drogą niż wczoraj) i do Złotnik. Wyjechaliśmy prosto na poligon, jednak ja postanowiłem skrócić trasę, gdyż trochę przemarzłem. Dojechałem do Suchego Lasu i asfaltami powróciłem do domu. Dystans i tak wyszedł całkiem przyzwoity :) Kolejna lekcja techniki na śniegu zaliczona, tym razem bez gleby :)
Pierwsza tego roku przejażdżka. W założeniu mieliśmy wybrać się z Wojtkiem na powitanie nowego roku organizowane jak co roku nad Rusałką przez Piotra Kurka. Na miejscu pojawiło się zadziwiająco dużo rowerzystów, my jednak postanowiliśmy jechać na trening wraz ze znajomymi. Z nad Rusałki do Strzeszynka, następnie Pawłowice, Sępno, Zielątkowo, Chludowo i powrót do domu trasą maratonu w Suchym Lesie. Po drodze kilka bardzo śliskich miejsc, gdzie nie bardzo sobie radziłem, dwie gleby z czego jedna bardzo boleśnie ugodziła w lewą piszczel :P W sumie bardzo fajny trening techniki, teraz przynajmniej na błotnistym maratonie będę mógł stwierdzić "zawsze może być gorzej" :) Dzięki wszystkim za trening!
Już jutro sylwester, nadszedł czas podsumowań i planów na przyszłość. Licznik pokazuje zacne 8716 kilometrów w terenie i na rolkach. Gdyby doliczyć do tego spinningi wyszło by sporo ponad 10000 :) Rok można uznać za udany, dwie wyprawy do Kołobrzegu i pobicie rekordowej dniówki - 286 km. Miesiąc praktyk w górach też zrobił swoje i pozwolił nabrać doświadczenia na trudniejszych szlakach. Gdyby nie walka z boreliozą i dwie przerwy w jeździe podczas sezonu byłoby pewnie jeszcze lepiej... Jeśli chodzi o aspekt sportowy to start w prawie 10 maratonach na dystansie giga, kilka zawodów XC z których zdecydowanie najlepiej wspominam Akademickie Mistrzostwa Polski w Przesiece. Rewelacyjna atmosfera, trasa, czasówka dzień wcześniej - pełen profesjonalizm :) Udało się zdobyć kilka podiów na mniej znaczących podwórkowych zawodach, co i tak napawa mnie dumą :) Rower spełnił swoje zadanie - był stosunkowo lekki i wytrzymał sezon bez większych awarii. Strzałem w 10 okazały się pancerze nokona zapewniające totalną bezobsługowość i jazda na dwóch łańcuchach znacznie wydłużająca żywotność napędu. Jeśli chodzi o minusy to pęknięty pręt w siodełku Tokena i często centrujące się tylne koło (urok szprych revo i aluminiowych nypli). W planach na przyszły sezon mam start w conajmniej 8 Bikemaratonach i zapisanie się w klasyfikacji generalnej cyklu oraz w Akademickim Pucharze Polski w XC. Poza tym jakieś mniejsze lokalne imprezy ;) Na koniec kilka fajnych fotek z mijającego roku:
W mieście śniegi stopniały i człowiekowi wydaje się, że wszędzie tak jest. Oblodzone drogi po drodze na Morasko bardzo mnie zaskoczyły, w samym lesie nie było lepiej, poza tym leżało sporo połamanych gałęzi. Podnosząc jedną z nich zahaczyłem o błotnik i oczywiście się urwał... Po chwili dojechał Zbychu, pokręciliśmy jeszcze trochę po lesie i obraliśmy kierunek do sklepu Rybczyńskich na miodowej. Nie mogliśmy sobie odmówić przyjemności pojechania najbardziej śliską drogą i oczywiście skończyło się moją glebą w pięknym stylu prosto na tyłek :) Niestety dalej było jeszcze gorzej: w okolicach Sołacza opona Zbycha zaliczyła bliskie spotkanie z fragmentem stłuczonej butelki... Dziwnym trafem akurat miałem przy sobie dętkę i pompkę, jednak piasta z pełną ośką wymaga jeszcze 15 :P Postanowiliśmy doczłapać się do Rybczyńskiego i tam poprosić o klucz. Po drodze przypomniała się jeszcze "złota rada wujka Gogola" - napchaj liści do opony (i tu taka uwaga - nie róbcie tego gdy liście są mokre):D Na miejscu zostaliśmy miło obsłużeni, dostaliśmy klucz i pompkę serwisową, a ja wreszcie kupiłem wkład i linki nokona do mojego Sabotaża :) Teraz jeszcze pokażę wszystkim jak malownicze jest Morasko o tej porze roku:
Po świątecznych obżarstwach przyszedł czas by zrzucić nieco tłuszczyku :) Założeniem było nakręcić dużo kilometrów, gdyż przez mrozy i święta mieliśmy sporą przerwę. Wybraliśmy się wraz ze Zbychem i Wojtkiem do Zielonki. Najpierw obrzeżem Moraska, następnie asfaltem w okolice Radojewa i singielkiem w dół nad Wartę. Dalej nadwarciańskim szlakiem aż do Biedruska, przez Promnice i Mściszewo fragmentem pierścienia rowerowego wokół Poznania. W Zielonce czerwonym szlakiem aż na Dziewiczą Górę, gdzie jak na tę porę roku zadziwiająco dużo kolarzy :) Jedna pętla trasą mistrzostw wielkopolski ostro dała nam w kość, za to zjazd killerem jak zwykle bardzo przyjemny :) Z Dziewiczej udaliśmy się trasą Bikemaratonu nad maltę i do domu. Po drodze pamiątkowe fotki nad jeziorem swarzędzkim: